Najnowsze wpisy, strona 2


wrz 16 2004 Podroz do stolicy
Komentarze: 0

Caly obladowany plecak byl dla mnie jak piorko.Czulem sie lekko jak nigdy dotad.Kierując sie na polnoc chcialbym dotrzec do stolicy.
Wybralem bardziej wiejskie drogi gdyz duza ilosc ludzi zdradzila by moje zdolnosci.Podczas drugiej nocy nauczylem sie rozpalac ognisko za pomoca rąk.Pocierajac ręke i ręke wytwarzalem mała kulke mocy ktora rozpalala ogień w kontakcie z drewnem lub jakims latwopalnym tworzywem.Spalem zawsze pod golym niebem poniewaz namiot za duzo by mi zajmowal miejsca w plecaku.Cwicząc coraz to kolejne techniki w myslach popijalem duzo plynów.Czasem wspominalem Ewe i Linseya ktorzy teraz gdzies siedza wykonując swoje codzienne zadania.W nocy bylem w stanie zobaczyc o wiele lepiej niz zza zycia zwyklego smiertelnika.Widząc sowe atakujaca mysz ćwiczylem wzrok.Chcąc,niechcąc aby nie stracic formy wiekszosc czasu podczas podrozy spedzalem na trenowaniu sztuk walki.Nad strumykiem,na drzewie i na kamieniach cwiczylem nowe kopnięcia i uderzenia.Łańcuszek dany w prezencie przez Linsa nie mial prawdopodobnie zadnych specjalnych wlasciwosci.Jako ozdoba wkomponowywal sie w moje specjalne ubranie.Czwartej nocy gdy jak zwykle nocowalem kolo lasu zobaczylem smiertelnika podązającego w moja strone.Mial na sobie gruby sweter oraz krotkie szare spodenki.
- Witam.Czy za przeproszeniem moglbym sie dosiaść do ogniska? zgubilem sie na grzybach i troche zmarzłem - spytal grzecznie
Widząc Czerwono-Blękitną aure przybysza zgodzilem sie dajac mu troche zupy w menażce.Z rozmowy dowiedzialem ise ze uw osobnik jest kierownikiem w jakies wiekszej filmie zajmujacej sie produkcja piwa.Chcąc troche odpocząc od smogu i swojej jakze wielce upierdliwej rodziny wyjechal tutaj na wypoczynek.Nasza rozmowa skonczyla sie na moim opowiadaniu o wczesniejszych zyciu.Z rańca wyruszylem dalej w droge.Niczego nieswiadomy facet kierujac sie moimi wskazowkami ruszylem w strone poludnia.

Początkowo zaczalem myslec o rodzinie.Jednak widząc pierwsze budowle stolicy moje wspomnienia zostaly rozwiane.
Wielki ruch oraz korki towarzyszyly porannemu spoleczeństwu.Chcąc uzupelnic zapasy skoczylem do pierwszego wiekszego sklepu.Kupilem wszystko co tylko sie dalo zmiescic do plecaka.Ruszajac dalej poznalem w tlumie kolejnego Koracela z czarna dusza.On widząc mnie wzdrygnal sie i chcąc uciec zmienil kierunek drogi.Jednak nie udalo mu sie to na dluzsza mete gdyz po chwili zlapalem go w swoje ręce.
- Nie zabije cie.Chce tylko wiedziec gdzie tutaj macie spotkania? gdzie sie spotykacie?!? - poczatkowo spokojnie mowiac krzyknalem
- Klub Helkel przy dokach.Prosze mnie juz puscic,ja mowie prawde. - cichym glosem odpowiedzial
Wydawal sie na zwyklego Koracela nie umiejącego walczyc ani bronic sie.Prawdopodobnie jego ciemna dusza wziela sie z licznych oszust podatkowych i defraudacji.
Ruszajac dalej wstąpilem do najblizszej gospody gdzie moglem spozyc syty obiad.Widząc co jakis czas wzrok smiertelnikow na sobie nie bawilem sie dlugo z obiadem.Ubierajac czapke z daszkiem ruszylem dalej zatrzaskujac za soba drzwi lokalu..Klubu Helkel nie szukalem zbyt dlugo.Po niedlugim czasie stalem juz przed drzwiami czekajac na odpowiedni moment by wejsc.Widząc Koracela z ciemna aura opuszczajacego pomieszczenie wszedlem do srodka.Zamawiajac piwo zaczalem sie delikatnie rozgladac po calym lokum.Przy calej sali czarnych dusz i paru nowych nie widzialem zadnej znajomej twarzy.Początkowo zachowując spokoj dopijalem piwo do konca.Jednak slysząc lekkie szepty osob patrzących w moja strone myslalem tylko o ucieczce.Barman wydajac reszte za piwo wręczyl mi plakat.Bialy kawalek papieru nie bacząc na innych szybko powędrowal do mojej lewej kieszeni.Wstajac od baru kierowalem sie juz tylko do wyjscia.Zręcznym ruchem przewracajac ochroniarza wybieglem na zewnątrz.
- Łapać go - krzyknal jeden z szarych Koraceli
Biegnac szybciej od pościgu ukrylem sie w pobliskiej kamienicy.
Tą noc przespalem w tawernie z glową polozoną na stole.
Wstajac rano niezbyt wiedzialem co sie dzieje.Duzy bol glowy nie pozwalal mi ponownie zasnąc.Zamawiajac Kawe razem ze sniadaniem siegnolem do lewej kieszeni.
Na plakacie ktory dal mi barman byl napis ,, Turniej sztuk walki nowych'' data 25 Sierpnia
czyli patrząc na kalendarz jutro.Dla zysku i sławy postanowilem zawalczyc o wygraną.Zjadając ostatni kawalek jajecznicy zamowilem pokoj.
Jutro walka dlatego tez powinienem dzis dobrze odpocząc-Mowilem do siebie przekonywująco
Kładąc sie na łóżku nastawilem budzik.Lekkie sloneczko wpadajace przez okno oswietlalo moją twarz.Usypiając szybko doczekalem kolejnego dnia.

za-zycia : :
wrz 15 2004 Historia Linseya.Koniec treningu
Komentarze: 1

Moj trening z Ewa dobiegal konca.Coraz czesciej rozmawialismy przy blasku ksiezyca.
- Wiesz kim jest Linsey? mowil ci cos o sobie? -spytala mnie pocichu
- Nie.On w ogole malo mowi.- odpowiedzialem

- Bo widzisz to jest tak.Linsey byl kiedys wielkim wojownikiem.Jako jeden z pierwszych Koraceli walczyl początkowo jako Gladiator.Chcąc uspić czujność wladcy mial za zadanie zblizyc sie do niego i go zabic.Ścigany przez grupe zlych ludzi początkowo nie znajac wszystkich swoich umiejetnosci musial uciec z miasta.Uczyl sie walki u roznych mistrzow i pomocnikow a w pozniejszych czasach zabilal Koraceli.Jako jeden z dobrych wojownikow zmeczony swoją wieczna walka doznal zaszczytu oczyszczenia.Jego niebieska dusza stracila swoj kolor przekazujac mu neutralnosc w wielu sprawach.Linsey nie mogl juz walczyc ani zabierac glosu w wielkich bitwach toczonych w 18-20 wieku.Biale dusze oczyszczone przez wieksze moce co jakis czas pomagaja nowym w nabyciu umiejetnosci.Linsey nazywa to przeklenstwem gdyz nie majac wielu przyjaciol w przeszlosci nie potrafi zaufac nowej osobie.Masz szczescie ze on cie uczy i powinienes sobie zdac sprawe ze to cos oznacza.
- A ty czemu mnie uczysz?
- 50 lat temu Linsey tak samo jak do ciebie przyszedl do mnie.Bylam jeszcze wtedy bardzo glupia.To ze w tym momencie wygladam tak samo jak kiedys to zasluga kamienia.My Koracele nie starzejemy sie.Nabieramy tylko doswiadczenia ktore nam przybywa z wiekiem - zasmiała sie cicho - A wiec po tym jak Linsey nauczyl mnie walczyc i dal mi szanse do obrony przed przeciwnikami wisze mu przysluge.Czy tego on chce czy nie zawsze bede mu wdzięczna za to co dla mnie zrobil.Nie mysl jednak ze ucze cie z przymusu,robie to z wlasnej woli i bardzo sie ciesze ze wlasnie na ciebie trafilam.Gdy bedziesz kiedys potrzebowal pomocy z checia pomoge ci.Bardzo jednak licze na ciebie i na twoje umiejetnosci....
Ewa uswiadomila mi jeszcze pare rzeczy.To ze ja,ona,Lins jestesmy wojownikami nie znaczy ze inni tez sa.Nie kazdy z szmaragdem otrzymuje dar do walki.Jest wiele Koraceli ktorzy nie wyrozniajac sie z tlumu prowadza zwykle zycie jak zawsze.Mając rodziny staraja sie unikac ostrza miecza.

Gdy trening sie skonczyl zobaczylem Linseya z Ewa.Patrzyl na mnie dziekowal Ewie za pomoc.

- A więc to koniec ? - spytalem
- Zalezy czego - powiedziala Ewa - Jesli bedziesz mnie chcial kiedys znalesc poprostu zadzwon a zjawie sie.Zostawiam cie teraz z Linsem.Ma ci cos waznego do powiedzenia
Mowiąc to lekko muskając mnei w policzek swoimi ustami odeszla.
- Teraz zrobisz co uwazasz.Mozesz kontynulowac trening tutaj w hangarze albo wyruszyc w swiat i tam szukac wyzwań.Nie nauczylem cie magii poniewaz z doswiadczenia wiem ze z czasem ci to przyjdzie.Koracele aby cos wyczarowac nie musza koniecznei wykorzystywac rozdzek itd dupereli. Jesli sie odpowiednio skupisz dokonasz tego co ci bedzie potrzebne w danej sytuacji.Pamietaj jednak ze najwazniejsze jest to czego sie nauczyles tutaj.Za miesiąc spotkamy sie tutaj ponownie.Wez to i jesli bedziesz potrzebowal pomocy poprostu uderz tym o ziemie.
Linsey dajac mi 2 male kulki odszedl zucajac jeszcze w moja strone srebny łańcuszek z krzyzykiem na końcu.Założylem go i rozgladajac sie ostatni raz po calym pomieszczeniu ruszylem pędem do domu.
Trasa ktora zwykle pokonywalem w 1h zrobielm w 5minut.Zwinnym ruchem skakałem po smietnikach i samochodach.Wjezdzajac winda na gore dotarlem na moje piętro.Wszystko wygladalo tak jak zawsze.Otwierajac drzwi zobaczylem mame w kuchni.Steskniony za rodzina przesiedzialem caly dzien w domu.Nasze rozmowy nie mialy konca tak samo jak moj apetyt na zwykly normalny obiad.Siedzialem i jadlem wiedzac o tym ze bede musial ich jednak opuscic.Zaczalem wyjasniac czesc mojej historii ktora bez pytan trafiala do wszystrkich.
- Wyciągne wszystkie pieniadze jakie mam i rusze dalej.Nie chce was narażac na to o czym mowilem - kontynuowalem.
Rodzice dajac mi troche wlasnych pieniedzy omowili sprawy kiedy wroce znowu do domu ich odwiedzic.Bylo mi smutno ze musze ich wszystkich zostawiac.Ze musze zerwac z dotychczasowym zyciem,ze szkola i ruszyc Dalej.Wszyscy wiedzieli ze moge nie wrocic jednak nikt sie nie odzywal.Pakując ostatnie rzeczy do plecaka wyskoczylem przez okno skacząc na pobliski dach.
- Czas wędrówki zaczac - mowiac sobie cichutko ruszylem przed siebie.

za-zycia : :
wrz 15 2004 Podziemny Sklepikarz
Komentarze: 0

Odczuwajac niewielki ból glowy szybko sie ocknalem wstajac z ziemi.Moim oczą ukazal sie tunel zabudowany z wszystkich stron malymi kamiennymi plytkami.Duchota jaka tam panowala dała sie we znami podczas pierwszych oddechow.Słysząc odglosy walki powolnym krokiem ruszylem przed siebie.Droga prowadząca naprzeciw miala z 200 stóp dlugosci.Lamki umieszczone na gorze oswietlaly calkowicie miejsce po jakim sie poruszalem.Wychodząc zza zakrętu zobaczylem Ewe owijającą reke czerwona hustą.Zaczalem biec szybko w jej strone obserwujac uwaznie cala czesc tunelu.Na ziemi leżalo z 4 opryszków.U wiekszosci aura byla bardzo słaba,jeden z nich juz nie żył.Trudno bylo nie zgadnąc ze zostali pokonani w walce.Ich ubranie bylo brudne od blota.Jeden z nich bardzo krwawil ugodzony wlasnym nożem.
- Daj pomoge ci .Musisz teraz troche odpocząc.Siądz tutaj i sie nie ruszaj. - powiedzialem do Ewy

- Nawet w luksusowej dzielnicy mozna znalesc jednego opryszka. - zasmiala sie lekko - Zaatakowali nas chcąc latwo sie wzbogacic na nowych przybyszach.Taki typ ludzi jest mozliwy do spotkania tutaj jednak to zdarza sie bardzo zadko.
Sluchajac co mowi opatrywalem jej lekka rane na ręce.Dala mi do zrozumienia ze taka walka nie jest czyms waznym czym mozna by sie przejmowac.Patrzac na jej twarz widzialem lekki usmiech.Jakby sie cieszyla z kolejnej wygranej walki.Po posprzątaniu zwłok przeciwnikow ruszylismy dalej.Wchodzac w miejsce zabudowane zobaczylem male grupki ludzi.Byli ubrani tak jak my i nie zwracali uwagi na nowo przybylych.Idąc za Ewą weszlismy jakby w dziure w ziemi.W srodku znadywal sie sklep z ubraniami.Roznej jakosci ubrania wisialy na drewnianych wieszakach.Sprzedawca widzac nowych gosci usmiechajac sie podszedl do nas biorąc ze soba czarna sukienke:
- Witam goraco w sklepie Marya.Moze chciala by Pani kupic ta piekne sukienke? wykonana z bardzo lekkiego materialu na kazda pogode - powiedzial Mary
- Nie dziekuje.Chciala bym kupic ubranie bojowe dla mojego przyjaciela.Potrzebujemy czegos dobrze maskującego i niezwykle wytrzymalego - odpowiedziala Ewa
- A wiec dobrze.Mam tutaj do wyboru bardzo duzą game ubrań bojowych.Prosze sie rozgladnać. -Mary
- Wolelibysmy towar z zaplecza.Mam stosowna ilosc pieniędzy jesli by Pan pytal. -Ewa
- Rozumiem.
Sprzedawca zamykajac drzwi za nami zaprowadzil nas na zaplecze sklepu.Roznego typu ubrania oraz miecze walały sie tu i tam.Rozgladajac sie uwaznie nie zauwazylem niczego ciekawego.Wtedy to Mary otworzyl kolejne drzwi.Szybkim krokiem ruszylem w strone drzwi wpatrując sie w starannie wysprzątana sale.W srodku nie znajdowalo sie tyle ubrań co mieczy i zywnosci.Ewa wychodzac na srodek rozgladnela sie łapiąc szybko caly pokoj wzrokiem.
- Dobra Dragon.Co bys chcial wziac ? - zachecajac powiedziala
W wiekszosci ubrania byly bardzo stare i zabrudzone.Widząc zapatrzenie sklepikarza w Ewe powoli otworzylem stare opakowanie po butach znajdujace sie za stertą ubrań.W srodku znajdowala sie koszulka oraz spodnie jakich szukalem.Identyczne ubranie jak mialem wczesniej.Jedynie karmelowy kolor koszulki mi troche nie pasowal ale pomyslalem ze pewnei dalo by sie cos z tym zrobic.Podeszlem do sklepikarza

- Chce to wziąc.Jedynie kolor mi troche nie pasuje ale wezme. - powiedzialem stanowczo do sklepikarza ktory zaczal krzyczec
- Nie mozesz..to nei jest na sprzedaz.
- Juz jest. -stanowczym glosem powiedziala Ewa jakby chciala zjesc sprzedawce razem z jego calym dorobkiem.
Wychodząc ze sklepu cieszylem sie z nowego nabytku.Dowiedzialem sie ze kolor kazdego ubrania moge zmienic kiedy chce uzywajac odpowiedniego barwnika.Idąc dalej po paru minutach doszlismy do konca tunelu.Nie byl od dlugi i prawdopodobnie sluzyl jako kryjowka dla Koraceli ktorzy chca sie odizolowac od smiertelnikow.Otwierajac magiczne drzwi wyszlismy na powierzchnie.Slonce jasno swiecilo na nasze ciala.Z zakupionym ubraniem w rece wrocilismy do hangaru.
Trening rozpoczal sie na nowo.Nowe ubranie ktore mialem na sobie bylo cale zabarwione na czarno a dziwny material dopasowywal sie do mojego ciala.

Wykonując zwinniejsze ruchy czulem wewnetrzna satysfakcje z zrobionego zakupu.Cieszylem sie tak jak ona z moich rosnących postepow.Bylem juz prawie wojownikiem ktory mial isc w boj.Ktory mial walczyc o to co kocha i o to w co wierzy.

za-zycia : :
wrz 14 2004 Czarna postac mojego przeciwnika
Komentarze: 1

Na początku uroda Ewy mnie troche peszyla.Jednak podczas naszym dluzszych rozmow zaczalem sie przyzwyczajac do jej zawsze usmiechniętej buzi.Byla dla mnie jak najlepsza przyjaciolka ktorej zawsze moglem zaufac.Pierwsze dni naszej nauki byly dla mnie jak i bardzo trudne tak i bardzo ciekawe.
- Dobrze Drago.Teraz nauczymy sie atakowac z wyskoku.Wazne jest abys po wykonaniu tego nauczyl sie tez atakowac z saltem.
Jej slowa tak cieple i spokojne trafialy do mnie bez problemu.Jednak moje umiejetnosci nie rosly tak szybko jak bym chcial.Po pierwszym dniu nie mialem sily ruszac sie.Moje cialo bylo cale podrapane i powyginane.Lezalem na kanapie w bezruchu kiedy to Ewa podeszla do mnie.
- Odwroc sie i nie licz na za wiele.Zrobie ci masaz ktory postawi cie na nogi.Jesli nie bedziemy czesto cwiczyc nie osiągniemy celu.
Ostatkiem sil odwrocilem sie na druga strone.Jej ręce zaczely delikatnie masowac moje cialo.Nie czulem juz bolu tylko wzrastajaca chęc do zycia.Jakby przez jej ręce przeplywala energia lecząca moje cialo.Bylem w wielkim blogostanie.Po 20minutach znowu gotowy do treningu zaczalem cwiczyc.Ewa wpatrujac sie we mnie podawala coraz to wiecej wskazowek.Przez wiekszosc czasu tylko ja cwiczylem.Coraz to nowsze ruchy wpajałem z czasem do glowy.Dni liczylem juz patrzac tylko na zachody slonca.Nie wiedzialem ktory jest i ktora godzina.Nie bylo to juz dla mnie wazne.Byc najlepszym i jak nawiecej sie od niej dowiedziec na temat walki.To ciagle bylo dla mnie wazne.Pot mi czesto lecial z czoła jednak nie dalem za wygrana,trenowalem i trenowalem.
Ewa ciagle pokazywala mi nowe techniki.Czulem sie jak Neo w matrixie ktory skanował do swojego umyslu coraz to nowsze techniki walkii.Wszystko to zaczelo nabierac nieziemskiego sensu.Moj szmaragd sie zaczal uaktywniac.Po okresie tygodnia moje rany zaczely szybciej sie zrastać.Walka jakiej sie nauczylem nabierala coraz to nowsze i bardziej skuteczne formy.Sila jaka posiadalem ciagle sie powiekszala.
8 dzień byl niewybały.Po paru godzinach snu zaczalem jak zwykle szlifowanie kunsztu.Chcąc sprawdzic moja sile walczylem sam ze soba.Nabierajac wielkich prędkosci przeskaiwalem skały atakując swoj cień.Jednak to bylo dla mnie za proste.Zaczalem rozłupywac betonowe skały jakby byly z tektury.Caly czas mysląc o cenu jaki mi jest pisany trafialem coraz to mocniej.Coraz szybciej wykonywalem wpajane mi przez ostatni czas czynnosci.Słysząc oklaski zatrzymalem sie odwracajac wzrok ku Ewie
- Bravo.Widze ze przyspieszmy troche dalszy etap.Chcesz walczyc i sie wykazac a wiec walcz.
Ewa nie czekajac dlugo stworzyla okrąg.Przypominal jakby czarna dziure w malym wydaniu.Po chwili z otworu wyskoczyl dziwny wojownik bez twarzy.
-Co to jest do cholery ? -glosno zakrzyczalem
Czarna postac jak z horroru zaczela mnie atakowac.Jednak ja z latwoscia odpieralem jej ciosy.Ewa powaznie ogladajac walke sledzila nasze ruchy.Skupiony na walce bilem sie dalej.Wojownik nie dawal za wygrana uderzajac coraz mocniej.Sam nie zostajac mu dluzny kierowalem coraz to dokladniejsze ciosy na jego glowe.
Często spychany na dalsze pozycje przygniatalem go wyskokiem do ziemi.Metalowa konstrukcja calego hangaru ledwo wytrzymywala nasze eskapady.Przeciwnik mimo iz dostawal niezle ciosy caly czas sie podnosił.Mial technike walki inna od mojej,bardziej dopracowana lecz słapszą.Caly czas zadziwiala mnie jego niewyczerpywalna sila.Bylem zdumiony ze mimo wielu upadkow na ziemie podnosil sie z wielka łatwoscia.Po 2godzinach moja Trenerka odwołała dziwnego stwora z czarnej dziury.Nie wiedząc co zaszło zaczela sie rozmowa na temat tego calego zajścia.
- Co to bylo? czemu nie moglem tego czegos pokonac mimo mojej wiekszej sily? - podchodząc do Ewy zaczalem pytac
- To byl magiczny stwor stworzony przez magiczny okrąg ciemnosci.Jego niewyczerpalna sila pomaga wojowniką doskonalic swoje umiejetnosci walki.Gdybyś mial miecz z łatwoscia bys go pokonal przecinajac jego cialo.Jednak nie tego sie uczymy w tym momencie.Potwor z czasem bedzie nabieral silniejsze formy by ci sprostać.Dlatego ty tez musisz wytrwale cwiczyc.Idziemy teraz na miasto,musze ci kupic nowe ciuchy oraz jedzenie poniewaz zostal nam jeszcze niecaly tydzien treningu.Pokarm bedzie ci bardzo potrzebny zeby nabrac energi.Chodz.
Ruszylismy w dalsza wedrowke.Nie rozmawialem z opiekunka porządkujac mysli w glowie.Po paru minutach zorientowalem sie ze nie idziemy do miasta ktore znam.Idąc w strone ciemnego lasu omijałem wieksze kamyki na drodze.Nie chcąc pociąc sobie znowu nog chodzilem bardzo ostroznie.Mijając ostatni duzy kamień doszlismy do klasu.Byl sporych rozmiarow jednak widzialem o wiele wieksze.Drzewa byly rozłożone rowmnomiernie dlatego początkowo latwo bylo nam sie dostac do srodka.Ewa prowadząc mnie doszla do starych krzaków z porzeczkami.Skąd w lesie porzeczki? myslalem cichutko.
Widząc narysowany przez nią krąg gestownie zrozumialem mam wejsc do srodka.Tym razem bylo to przezroczyste kolo ktore posiadalo jedyne ramki.Przypominajac sobie dziwnego stwora zawachalem sie a potem szybko skoczylem do środka.Wirujący tunel przenosil mnie w głąb ziemi.Czułem krople ziemi spływajace na moje plecy.Po chwili wyskoczylem z otworu.Nie udalo mi sie niczego zobaczyc gdyz po wyskoku zostalem uderzony w glowe jakimś twardym narzędziem.Stracilem przytomnośc padając na ziemie.

za-zycia : :
wrz 13 2004 Pojawienie sie Ewy
Komentarze: 0

Tej nocy spalem juz jak zabity.Stara kanapka znaleziona w hangarze doskonale nadawala sie do odpoczynku.
Obudzilem sie slyszac dziwne krzyki.Szybkim ruchem wstalem lapiąc wzrokiem caly hangar.Nie bylo nikogo jednak krzyki nadal donośnie ogarnialy cale pomieszczenie.
-Kto tu jest ?!? - zaczalem glosno krzyczec - odezwij sie !!
Patrząc przed siebie zobaczylem blizajace sie biale postacie.Otaczali mnie nie dajac szansy ucieczki.Bylo ich okolo 20 a kazdy mial budowe doroslego męszczyzny.
Nie wiedzac co sie dzieje stalem w bezruchu.
-Czego chcecie ? kim jestescie ? - łamanym glosem zapytalem.
Bez slow odpowiedzi pierwszy z nich mnie zaatakowal.Uderzony w brzuch padlem na ziemie nie majac sily by wstac.Kopany i bity zaczynalem krwawic.Sila caly czas we mnie wzbierala wiedzac ze nie moge nic zrobic.Wybuchlem jasnym promieniem raniąc wszystkich wrogow.Obodzilem sie spocony ponownie.W panice zeskoczylem z kanapy i zaczalem biec w strone wyjscia.Zatrzymalem sie i jeszcze raz przesledzilem caly hangar:
-A wiec to byl tylko sen.Musze sie zabierac za trening.Heh dziwie sie ze w ogole udalo mi sie zasnąc..

Na początek ruszylem do banku by wyplacic polowe moich pieniedzy ktore oszczedzalem na motor.W sklepie kupilem dodatkowe jedzenie oraz wpadlem na pomysl by kupic nowe ubranie.Czarne luzne spodnie oraz czarna krotka koszula pasowaly do mojego gustu.Najwazniejsze sa wygodne buty dlatego wiekszosc pieniedzy wydalem na nowe Adidasy dodatkowo wzmacniane gruba warstwa skory.Bylem juz gotowy do trudnego treningu jaki mnie czekal.Zostawiajac wiadomosc w szkole o mojej chorobie wyruszylem spowrotem do hangaru.Widzac resztki po workach z piaskiem wpadlem na pomysl.Związując kazdy umieszczalem je po koleji na wystajacych prętach i rurkach.Bardzo dobrze sprawdzaly sie jako przeszkody oraz worki boxerskie.Nie majac duzego doswiadczenia po parenascie godzin cwiczylem jedno i to samo cwiczenie.Biegajac po calym rumowisku skakalem to coraz dalej poznajac coraz to kolejne granice moich mozliwosci.Rany na rekach i nogach początkowo powoli sie leczyly.Przez kolejne trzy dni nie spalem w ogole.Wbity w rytm raz po raz niszczylem kolejne przygotowane worki.Wieczorem dajac sobie chwile przerwy wpatrywalem sie przez male okno na zawsze ruchliwa ulice.Samochody jak wieksze cukierki jezdzily w obie strony oswietlajac drzewa i budynki.Ani przez moment nie załowalem swojego wyboru.Chęc sprawdzenia sie bylo w moim przypadku bardzo silna.
W dniu piątym po sycie przespanej nocy wybralem sie ponownei na miasto.Nie mialem juz duzo pieniedzy dlatego oprucz potrzebnego jedzenia nie kupowalem niczego co by mi ułatwilo treningi.Do domu wrocilem pozno gdy to juz swiatla zaczely sie swiecic.Nie mialem zegarka gdyz byl dla mnie zbędny.Czas byl moim niewolnikiem ktorego dobrze wykorzystywalem.

Linsey mimo iz mial sie pojawic za dwa dni wpadl wczesniej nie dajac o sobie znac.Powoli spuszczajac sie na ziemie dal znac o swojej obecnosci.

-Witaj Dragonie.Obserwowalem cie pare razy podczas twojego treningu.Jestes silny ale brak ci totalnie doswiadczenia.
- A wiec moze bys mnie oswiecil co mam robic aby dobrze nauczyc sie walczyc? nauczysz mnie walki?
- Nie ja jestem od tego.Ale skoro juz wspomniales o nauce walki pragne przedstawic ci Ewe.
Zza Linseya wylonila sie mloda kobieta o kruczo czarnych wlosach i smukłej budowie.Wygladala na jakies 25lat.Tak jak ja byla ubrana na czarno.Idealnie dopasowana koszulka i czarne luzne spodenki idealnie podkreslały jej figure.Wpatrując sie w jej zielone oczy czułem sie jak w transie.Chcąc cos powiedziec ubiegla mnie szybko
-Witaj Dragonie.Mam na imie Ewa i to teraz ja bede cie uczyc sztuk walki -mowiac slodkim glosem kontynułowala - Byc moze uda mi sie ciebie nauczyc czegos co kiedys ci sie przyda w walce.Chociaz wątpie w to bo kazdy z wojownikow ma swoj styl walki ktory z czasem szlifuje.
- Prosze mow dalej - nie wiedzac co powiedziec odruchowo szeplnalem
- Na nauke walki mamy tylko 2tygodnie dlatego bedziemy sie starac cwiczyc dzien i noc.Koracele nie potrzebuja duzo snu wiec nie bedzie z tym problemu.Linsey spotkasz ponownie po zakonczeniu naszego treningu.Jesli bedziesz chcial o cos spytac caly czas jestem do dyspozycji.Byc moze nie wiesz ale sama moc szmaragdu sama w sobie daje nam umiejetnosci walki.W odpowiednim czasie nowe ciosy zostana ci objawione przesz szmaragd.

Ewa wydawala sie mila osoba.Nasza rozmowa toczyla sie jeszcze chwile przed rozpoczeciem nauki.Nie wiadomo w ktorym momencie Linsey otworzyl drzwi i wyszedl z hangaru.Slyszalem tylko trzask drzwi patrzac na twarz Ewy.

za-zycia : :