wrz 12 2004

Pocztek mojego treningu


Komentarze: 0

Podczas kolejnego spotkania z Linseyem w starym opuszczonym hangarze nie balem sie juz niczego.Wiedzialem ze musze odtad byc stanowczy i zdecydowany gdyz inaczej nie osiągne celu jaki jest mi pisany.Po wejsciu do hangaru nie zastalem nikogo.Wchodzac dalej patrzylem uwaznie na kazdy bok rozjasniajacy sie w moich oczach.Spoglądajac na sam srodek ujzalem maly amulet na sznureczku.Zaciekawiony znaleziskiem podszedlem blizej by chociaz troche lepiej sie przyjzec.
Wtedy to zostalem trafiony 1 workiem z piaskiem Nie udalo mi sie odskoczyc ale swiadomie poturlikalem sie na dalsza pozycje.Wstalem unikając uderzenie kolejnego worku piasku.Lecialy na mnie raz po raz trafiajac calkiem celnie w moja postac.
- Chcesz dostac amulet ? to sproboj go sobie wziąść -krzyknal Linsey umiejscowiony na wysokiej betonowej konstrukcji
Kazda proba dojscia do amuletu kosztowala mnie kolejnym trafieniem worka.Po godzinie prob padlem zmeczony na ziemie.Nie mialem sily wstac ani krzyknac stop.Linsey bacznie obserwowal moja postawe niezmiennie zimnym wzrokiem.Czas powoli lecial a ja scieralem piasek z twarzy.
- Zacznij myslec o worku a nie o amulecie.Nie cel jest teraz najwazniejszy tylko przeciwnik ktorego musisz pokonac.
- Te worki leca za szybko..cholera...nie,nie poddam sie.
Wstalem ocierajac resztki piasku z wlosow i ruszylem do kolejnego natarcia.Zaczalem teraz cofac sie zamiast przyblizac do celu.Skoro nie moge ich uniknac to moze bede w stanie je zniszczyc? Pierwsze moje ciosy nie byly celne tak samo jak i kolejne.Prawdopodobnie bylem jeszcze za slaby zebym mogl je zniszczyc.Zmieszany i wykonczony nie wiedzialem co robic.Skupie sie na worku,tak wlasnie tak.Kazdy z workow byl taki sam i lecial dokladnie tam gdzie ja sie poruszalem.Jednak co jakis czas udawalo mi sie uniknac nalotu ktory na mnie zmierzal.Niemal slyszalem jak kazdy z nich leci w moja strone.

-Jesli nie moge ich pokonac sila to stane sie bardziej nieprzewidywalny - powiedzialem do siebie cicho.

Zaczalem biec w strone amuletu droga okręzna.Omijalem worki za pomoca sluchu.Gdy coraz to kolejny nadlatywal slyszalem szmer raz to z prawej,raz to z lewej strony.Amulet byl coraz blizej.Zrobilem wyskok rozwalajac ręka ostatnia latajaca przeszkode.Nagroda za wytrwalosc byla juz moja.

-Dlugo to trwalo Dragonie.Sam widzisz ze jeszcze musimy duzo pocwiczyc bys mogl zabic chocby zwyklego smiertelnika - goroco z usmiechem powiedzial Linsey - chodz za mna.
Opiekun zaprowadzil mnie na drugi koniec hangaru ktory byl o wiele bardziej zniszczony od 1 czesci.Wystajace pręty i czesci betonowych plyt utrudnialy nam przejscie.
- Moglbym kazac ci wysprzatac ten caly szmelc jednak nie mam ochoty czekac tydzien az wreszcie podniesiesz pierwsze wieksze kamyczki -zasmial sie i stanal w bezruchu - Mamy jeszcze 5h do ranka jednak dzis nie wrocisz do domu na sniadanie.Wloz na siebie amulet i czekaj.
Nauczyciel wzial do reki dziwna laske i wyskoczyl na najwyzszy kamien ktory znajdywal sie na samym srodku rumowiska.Zaczal rysowac okrąg zielonym promieniem ktory wprost wylatywal z dziwnego przedmiotu.

-To jest kolo ktorego nie mozesz przekroczyc.Jesli to zrobisz amulet ktory masz na szyji zacisnie sie tak mocno ze sie udusisz.Życze ci powodzenia w unikaniu tych promieni.
Kierujac ruszczka na mnie zaczal szczelac krotkimi wiązkami promienia ktory rozwalal wszystko na swojej drodze.Widzac co sie szykuje zaczalem uciekac omijajac coraz to nowsze przeszkody.Linsey nie przestawal celowac do mnie swoja bronia.Biegalem szybko i skutecznie gdyz tylko tak moglem sie utrzymac przy zyciu.Z pewnoscia trafienie takiego promienia zrobilo by dosc mocne obrazenia na mojej skorze.Czas lecial szybko a ja nie czulem sie wcale lepiej.Rozdrobiony gruz wbijal mi sie w nogi raniąc coraz bardziej.Po 3h kiedy to juz padlem na ziemie moj nauczyciel dal sobie spokoj.Zlecial do mnie w swojej czarnej pelerynie troche ubrudzonej od kurzu i chwycil mojego czola.Regenerujaca sila zaczela wplywac do mojego organizmu.Po chwili wstalem jednak oprucz chodzenia nie moglem juz nic zrobic.
- Czemu do mnie szczelales? jaki to mialo cel? nic nie rozumiem,ja moglem zginąc. - spytalem
- patrz
Machając kijem zobaczylem przed swoimi oczami kawalek jakby ekranu telewizyjnego.W srodku bylem pokazany ja i moja ucieczka przed raniącymi promieniami.Obraz chyba nie byl dobrze nagrany gdyz co jakis czas wydzialem jak znikala moja postac w mgle a nastepnie po chwili sie znowu pojawiala.
- To nie mgla ani bledy w obrazie - powiedzial - to caly czas biegniesz ty momentami wyprzedzajac obraz jaki jest odbierany przez oko czlowieka.Ćwicząc i doskonalac ta umiejetnosc bedziesz sie szybciej poruszal podczas walki.Umiejetnosc ta doskonalona z czasem kiedys moze ci uratowac zycie.Na dzis juz koniec treningu.Zawiń nogi w liście klonu i nie wychodz z domu.Przyjde do ciebie gdy nadejdzie odpowiednai pora.
- Ostatnio widzialem dziwnego osobnika z czarna dusza ktory byl w doskonalym humorze patrzac na mnie - zaczalem mowic

- Zapomnij - odpowiedzial Linsey i odszedl jak zwykle bez wyjasnienia.
Do domu wracalem o wiele wolniej niz zwykle.Postanowilem wsiasc w popoludniowy autobus jednak mina ludzi na przystanku nie byla zbyt ciekawa.Moje stopy owinięte liścmi i paroma tasiemkami nie wygladaly zbyt normalnie.Caly czas sie zastanawialem kim jest Linsey i czemu nie chce zebym sie odzywal.

za-zycia : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz