paź 10 2004

Slepy bezdomny


Komentarze: 0

-Tak do ciebie mowie - krzyknal glosno straznik ubrany w niebieska koszule i czarne spodnie - znajdujesz sie na terenie chronionym i nie wolno tutaj przebywac osobom takim jak ty.Spadaj stąd albo zaraz poszczuje cie psami.
- Przepraszam.Juz mnie nie ma - mowiac to odeszlem przeskakując bezproblemowo przez 2metrową siatke ogrodzenia.

Wchodząc na miasto miliony malych lampeczek oswietlalo mi droge.Prawdopodobnie w mieście dzis byl festyn co by wytlumaczalo taka wielka ilosc ludzi na ulicach.Wszedzie albo bylo slychac muzyke albo glosny smiech bawiących sie dzieci.Taka impreza nie interesowala mnie zbytnio dlatego wchodząc w ciemna uliczke kierowalem sie na bardziej mroczniejsze i niebezpieczniejsze tereny.Minela godzina kiedy to dopiero dotarlem do namroczniejszych uliczek miasta.Bylo mokro i zimno a ja tylko szukalem jakiegos smiertelnika.W koncu wchodząc w kamienice zobaczylem grupke ludzi.Patrząc na ich ubranie mozna bylo wywnioskowac ze byli zwyklymi biedakami ktorzy nie maja pieniedzy nawet na to by sie ogrzac.Bolalo mnie to troche wiec rozpalilem im ogień za pomoca moich malych umiejetnosci.Nie wiedząc co sie dzieje szybko ucieklem dalej.Bylem bardzo znudzony calym tym klimatem jaki cochwile mnie ogarnial.0 walki,0 szans na wykazanie sie i oczywiscie 0 innych Koraceli.
Nudząc sie tak przez kolejne 30minut wrocilem na miasto.Podrywany przez liczne dziewczyny z mniej ciekawej strefy w koncu dalem sie namowic.Miala na imie Katrina i byla Polką jak wywnioskowalem z początkowej rozmowy.Jej wielkie zainteresowanie zawstydzalo moja osobe pod kazdym krokiem.Byla piekna i bardzo pewna siebie mimo mlodego wieku i niewinnej twarzy.Nie moglem jednak sie z nia kochac,zucajac zaklecie zapomnienia wyszlem przez okno.Nie ta kobieta byla mi pisana i nie z ta bede dzielil łoże.Dochodzil wczesny ranek gdy to ja juz zaczalem sie zbierac w droge powrotną.Z plecakiem pelnym jedzenia wracalem na parking by stamtąd wrocic do Katedry maga.Wychodząc z ostatniej uliczki zostalem zawołany przez nieznana osobe.
- Ty ktory ocalisz ludzkosc.Pomoz prosze zwyklemu smiertelnikowi - stary załamany glos doszedl do moich uszu
- Gdzie jestes czlowieku? - spytalem
- Twoj wzrok cie zawodzi o Wielki ? jakim ze jestes Koracelem? - powiedzial do mnie a ja obracajac sie w tyl zobaczylem jego twarz.
Siedzial na ziemi i wpatrując sie we mnie swoimi bialymi oczami mowil kolejne slowa.
- Zdziwiony zapewne.My niewidomi wiemy wiecej niz zwykli ludzie.Jednak nadal jestesmy tylko smiertelnikami
- Czego odemnie oczekujesz? i skad wiesz tyle o nas?

- Nie pytaj skad wiem.Daj tylko troche jedzenia jakie tobie kiedys z pewnoscia bedzie zwrocone.

Myslac ze starzec majaczy dalem mu pare bochenkow chleba i odeszlem w strone ciezarowko odjezdzajacej za miasto.Nie myslalem zbyt dlugo o tym wydazeniu.Moja glowa byla pusta a zarazem pelna szczescia i beztroski.Chcialem tylko skonczyc trening i wrocic na chwile do swojej rodziny.Do przyjaciol ktorych dawno nie widzialem.

za-zycia : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz