Archiwum 18 września 2004


wrz 18 2004 Prezent od Linseya
Komentarze: 0

Ostatni przeciwnicy na turnieju juz nie byli tacy silni jak myslalem.Biorąc nagrode jako zwyciestca turnieju dlugo nie siedzialem w hangarze.Wychodząc spotkalem jednego z organizatorow ktory jak reszta byl ubrany w czarna peleryne i dziwne lancuszki na rękach.
- Witaj Dragonie.Imponująca walka.Naprawde - powiedzial do mnie przyblizajac sie powoli
- Tak Pan mowi? - spytalem grzecznie
- Wiem co widzialem.I mow do mnie Rand -zasmial sie spokojnie - Mam dla ciebie jeszcze jedna nagrode.Oto bransoleta ognia.Jesli bedziesz kiedys chcial jej uzyc poprostu skup sie na ogniu jaki zaraz wyplynie z twojej ręki.To jest bardzo proste jednak na wymaga chwili skupienia.
- Ja nie moge tego wziac.Zabilem w koncu czlowieka
- Zabiles go w obronie wlasnej na zasadach turnieju.W dzisiejszych czasach zabijanie Koraceli niestety nie jest juz tak ostro karane jak kiedys.Ale mam nadzieje ze nie martwisz sie tak smiercia przeciwnika.Masz i wez to poniewaz ten prezent napewno ci kiedys pomoze w trudnej sytuacji.
- Jestem obojetny jesli chodzi o jego smierc.Dziekuje i mam nadzieje ze widze w Panu nowego przyjaciela
- Kiedys sie jeszcze spotkamy dlatego trzymaj ta chwile w pamięci.Licze ze jezcze o tobie uslysze na swiecie.
Mowiac to odszedl w drugą strone uliczki.Zakladajac zlota bransolete ruszylem szybko w strone mojego lokum.Chcialem juz tylko walnąc sie na lozko i obmywajac krew delektowac sie piwem.Wchodząc do gospody nie uniklem wielkiej sensacji jaka przyszla razem z moim przybyciem.Pare osob chcialo dzwonic na policje widząc moje cialo z lekka ociekajace krwia.Jednak ja wymigując sie szybko wlecialem do pokoju.Tam juz spokojnie doczekalem rana.Myslac o wczorajszym dniu oraz o pieniądzach jakie wygralem za turniej czulem sie o wiele pewniej.Moja koszula byla bardzo rozdarta dlatego musialem kupic nowa.Odwijajac ostatni opatrunek uslyszalem stukanie do drzwi.Lekko uchylajac drzwi zobaczylem chlopaka 18letniego.Mial ze soba przesylke oraz czapke Kurier Express.

- Mam dla Pana przesylke od niejakiego Linseya.Prosze tu podpisac - glosno mowiac podal mi kawalek kartki do podpisu
Zdziwiony wzialem przesylke i natychmiast ja otworzylem.W srodku znajdowalo sie biale pudelko zamykane na klamre.Otworzylem je znajdujac nowa koszule,pas oraz kartke o nastepującej tresci :
Dobrze sie spisales.Pierwsze starcie z przeciwnikiem i swoimi slabosciami masz juz za sobą.Pamietaj jednak ze to dopiero poczatek wszystkiego.Linsey.

Czytajac to nie moglem sie zorientowac gdzie Lins mogl byc kiedy ja walczylem.Wszystko bylo pozamykane jednak on mnie widzial i widzial jak walcze.Z usmiechem na twarzy ubralem nowa koszule.Byla podobna do mojej starej jednak wydawala sie troche bardziej luzna.Pas jaki sobie zapialem byl zupelnie normalny.Oprucz smoka narysowanego na przodzie niczego nadzwyczajnego nie udalo mi sie dostrzec.
Gdy wybila pora obiadowa zeszlem na dol na posilek.Barman jak glupi wpatrywal sie na mnie.Nie speiszylem sie zbytnio z jedzeniem posilku.Gdy wyszlem z gospody nie bylo juz tak milo jak wczesniej.Czekalo na mnie 4 Koraceli.Tych samych co mnie gonili niedawno podczas wizyty w klubie Helkel.

za-zycia : :
wrz 18 2004 Turniej sztuk walki
Komentarze: 0

Nareszcie czas wykazania sie? Nareszcie moment pokazania swojej sily? tak wlasnie tak !
Wstajac z lozka czulem sie jak mlody supermen.Chowajac starannie plecak z ekwipunkiem wybieglem na dwor.Rozgrzewajac sie w trybie momentalnym skoczylem na ostatni juz dom w tej okolicy.Ogladajac zblizajacy sie zachod slońca pomyslalem ostatni raz o moim domu i ruszylem w strone umowionego miejsca Turnieju.
W sumie sam nie szukalem drogi.Widząc nowego Koracela ruszajacego na Turniej poszlem za nim.Ciemne uliczki przez jakie mnie nieswiadomie prowadzil byly puste i brudne.Bawiąc sie jego kosztem czasem wrecz stalem za nim.A on nagierajac strachu przyspieszal coraz to bardziej tępo.Szybko doszlismy do starego hangaru.Ostatnie zapisy zostaly juz wpisywane na kartke bialego Koracela.Widząc to szybko wpisalem i swoje imie.Wprwadzając nas do srodka hangaru slychac bylo tylko zamykajace sie drzwi.Fanfary oglosily koniec wybierania walk.Wszystko odbywalo sie niemal bez zadnych rozmow.Dziwiąc sie calej sytuacji rozgladalem sie raz po raz w coraz to inne miejsce.Pierwsze prowadzone walki nie byly trudne.Albo nie wygladaly na trudne dla mnie,za wielką matą.Gdy nadeszla kolej osobnika stojącego kolo mnie juz tylko czekalem na wywolanie swojego nazwiska.
- Lekko nie bedzie tutaj.Sporo dobrych wojownikow zebralo sie dzisiaj - powiedzial jeden Koracel do 2.
Rozbawiony z calej sytuacji sledzielm walke na macie.
Wszystko odbywalo sie zupelnie normalnie.Dwoch wojownikow walczylo na wyznaczonym polu az do momentu straty przytomnosci jednej z stron.Oczywiscie podczas wielu walk nieobylo sie bez krwi ktora zapelniala juz sporą cześć hangaru.Moje imie zostalo wyczytane.Teraz ja mialem wyjsc i sprobowac swoich sil.Zaciskajac pięsci szybko wskoczylem na mate.Rozpoczęcie walki bylo momentalne i krwawe.Pierwsze ciosy polecialy w moja strone bez ostrzezenia.Lekko zakrwawiony na policzku staralem sie wstac z ziemi.Blisko końca maty kierowalem sie na srodek powolnym krokiem.Niebieski wojownik o blond wlosach bardzo rad z tak niby slabego przeciwnika jak ja znowu zaczal atakowac.Połozony kolejny raz na mate wkurzylem sie juz totalnie.Chwytajac jego noge udezylem go w brzuch.
-Tego juz za wiele -mowilem do siebie caly czas.
Kolejne ciosy juz lecialy z mojej strony.Szybkie i skuteczne uderzenai w twarz i brzuch nie dawaly mu upasc na ziemie.Atakując z wyskoku przeciwnik wbil sie w ziemie.Lekko wkurzony nie dajac sie poddac pewnosci siebie czekalem az wstanie.Jednak on juz nie wstal.Skopując go z miejsca walki wygralem pierwsze starcie.Pelen podziwu dla swojej osoby oraz wkurzony brakiem wyczucia odeszlem w ciemne miejsce.
Kolejne walki toczyly sie szybko.Widząc coraz silniejszych przeciwnikow zachowywalem obojetnosc ducha.Mialem ponownie wejsc teraz i walczyc.Tak tez zrobilem.
Slyszac znak sedziego i pierwsze 2 nocy skierowalem na jego twarz.Tym razem czarny przeciwnik o lekkich kreconych wlosach polecial na ziemie.Krew z jego ust powoli zaplamiala podloge.Po chwili podniosl sie powoli a jego wkurzenie sie coraz bardziej zwiekszalo.Czekajac na jego ruch stalem w bezruchu broniąc twarz przed przypadkowym uderzeniem.Jednak on stal w miejscu jakby kumulujac energie w sobie.Nie wiedzialem co sie dzieje widząc jego 2 palce wystawione w moja strone.Dlugo jednak nie czekalem na jego reakcje.Wyszczelil we mnie szybka kule ognia wygladajacą lekko jak szczala.Ja jednak odsunalem sie w pore i z lekko musniętym rękawem szykowalem sie do dalszego ataku.Murzyn nie byl szybszy jednak jego ciosy palily moje ubranie.Chcąc uniknąc wiekszych ran polozylem go silnym kopnieciem w glowe.Upadajac na ziemie ogloszono moje zwyciestwo.Bylem coraz blizej finalu.Jednak to nie on sie najbardziej teraz dla mnie liczyl.Widząc wielkie doswiadczenie mojego kolejnego przeciwnika dostawalem obsesji.Chcialem za wszelka cene go pokonac tak jak on pokonywal swoich rywali.Gdy widzialem jego walke bylem bardzo zafascynowany jego stylem.Czyzby uczyl go ktos rownie utalentowany jak Linsey? Nie wiedząc zbyt duzo o nim spokojnie doczekalem swojej tury.W tych co teraz wygrywali nie bylem w stanie znalesc godnego mnie przeciwnika.Byc moze bylem zbyt pewny siebie jednak tak mi sie nei wydawalo.Gdy przyszla moja kolej z niewyjasniona pogarda i chęciem zwyciestwa patrzylem na jego osobe.Jego wyglad lekko przypominal mnie jesli nie patrzac na jego krotkie rozczochrane wlosy.
Walka zaczela sie w tym momencie w ktorym chcialem.Jednak czekajac na jego ruch spokojnie odetchnalem pare razy.Nie spieszyl sie z atakiem patrzac mi prosto w oczy.Odbijajac sie lekko od ziemi szybkim ruchem lecial w moja strone.Robiąc blok zablokowalem jego pierwsze kopniecia.Lekko na poczatku nie bylo dlatego lapiąc pare wiekszych oddechow zaczalem celowac to coraz szybsze ciosy w jego cialo.Nie raz trafiajac lekko zwiekszalem swoje szanse na zwyciestwo.Ale to caly czas nie byl koniec jaki mial szybko nadejsc.Celując mi w twarz otumanil mnie na chwile trafiajac nastepnie w moje kolana.Przykleknięty poddawalem sie kolejnym ciosom mojego przeciwnika.Nie bylo szansy na ucieczke,nie bylo szans aby sie zwinąc na koniec maty.Czując krew splywająca z mojej twarzy wkurzylem sie totalnie.Zbierajac obie ręce razem utworzylem biala kule odpychajacą nas na bok.Wkurzony i z brakiem sil skoczylem na niego chwytajac mu glowe w obie ręce.Zaciskajac mocno czekalem na odpowiedni moment do kolejnego ataku.Jego sily słably a on dusząc sie kopal mnie po nogach.Odzucajac jego cialo przygotowalem sie na cios ostateczny.Skacząc mu na twarz uderzylem z cala silą w jego glowe.To musial byc juz koniec.Czując sie wygrany powoli ruszylem na koniec maty.Sędzia na początku odliczajac na chwile przycichl.Odwracajac glowe dostalem w twarz z buta.To on wstal i chcial nadal walczyc jednak ja juz nie chcialem walki.Zmieniajac na leząco pozycje trafilem go prosto w brzuch zmuszajac do przykucnięcia.Ostatnim uderzeniem kopnalem go z calej sily z prawego buta.Przeciwnik juz nie mogl wstac,sędzia orzekl ze niezyje.Ochodząc slyszalem tylko lekkie oklaski z konca sali.Nie bylem zbytnio z siebie dumny jednak jego smierc byla dla mnie obojętna.Myslac ze moglby wrocic i kiedys mnei zabic pokonywala wszystkie uczucia.

za-zycia : :