Archiwum 15 września 2004


wrz 15 2004 Historia Linseya.Koniec treningu
Komentarze: 1

Moj trening z Ewa dobiegal konca.Coraz czesciej rozmawialismy przy blasku ksiezyca.
- Wiesz kim jest Linsey? mowil ci cos o sobie? -spytala mnie pocichu
- Nie.On w ogole malo mowi.- odpowiedzialem

- Bo widzisz to jest tak.Linsey byl kiedys wielkim wojownikiem.Jako jeden z pierwszych Koraceli walczyl początkowo jako Gladiator.Chcąc uspić czujność wladcy mial za zadanie zblizyc sie do niego i go zabic.Ścigany przez grupe zlych ludzi początkowo nie znajac wszystkich swoich umiejetnosci musial uciec z miasta.Uczyl sie walki u roznych mistrzow i pomocnikow a w pozniejszych czasach zabilal Koraceli.Jako jeden z dobrych wojownikow zmeczony swoją wieczna walka doznal zaszczytu oczyszczenia.Jego niebieska dusza stracila swoj kolor przekazujac mu neutralnosc w wielu sprawach.Linsey nie mogl juz walczyc ani zabierac glosu w wielkich bitwach toczonych w 18-20 wieku.Biale dusze oczyszczone przez wieksze moce co jakis czas pomagaja nowym w nabyciu umiejetnosci.Linsey nazywa to przeklenstwem gdyz nie majac wielu przyjaciol w przeszlosci nie potrafi zaufac nowej osobie.Masz szczescie ze on cie uczy i powinienes sobie zdac sprawe ze to cos oznacza.
- A ty czemu mnie uczysz?
- 50 lat temu Linsey tak samo jak do ciebie przyszedl do mnie.Bylam jeszcze wtedy bardzo glupia.To ze w tym momencie wygladam tak samo jak kiedys to zasluga kamienia.My Koracele nie starzejemy sie.Nabieramy tylko doswiadczenia ktore nam przybywa z wiekiem - zasmiała sie cicho - A wiec po tym jak Linsey nauczyl mnie walczyc i dal mi szanse do obrony przed przeciwnikami wisze mu przysluge.Czy tego on chce czy nie zawsze bede mu wdzięczna za to co dla mnie zrobil.Nie mysl jednak ze ucze cie z przymusu,robie to z wlasnej woli i bardzo sie ciesze ze wlasnie na ciebie trafilam.Gdy bedziesz kiedys potrzebowal pomocy z checia pomoge ci.Bardzo jednak licze na ciebie i na twoje umiejetnosci....
Ewa uswiadomila mi jeszcze pare rzeczy.To ze ja,ona,Lins jestesmy wojownikami nie znaczy ze inni tez sa.Nie kazdy z szmaragdem otrzymuje dar do walki.Jest wiele Koraceli ktorzy nie wyrozniajac sie z tlumu prowadza zwykle zycie jak zawsze.Mając rodziny staraja sie unikac ostrza miecza.

Gdy trening sie skonczyl zobaczylem Linseya z Ewa.Patrzyl na mnie dziekowal Ewie za pomoc.

- A więc to koniec ? - spytalem
- Zalezy czego - powiedziala Ewa - Jesli bedziesz mnie chcial kiedys znalesc poprostu zadzwon a zjawie sie.Zostawiam cie teraz z Linsem.Ma ci cos waznego do powiedzenia
Mowiąc to lekko muskając mnei w policzek swoimi ustami odeszla.
- Teraz zrobisz co uwazasz.Mozesz kontynulowac trening tutaj w hangarze albo wyruszyc w swiat i tam szukac wyzwań.Nie nauczylem cie magii poniewaz z doswiadczenia wiem ze z czasem ci to przyjdzie.Koracele aby cos wyczarowac nie musza koniecznei wykorzystywac rozdzek itd dupereli. Jesli sie odpowiednio skupisz dokonasz tego co ci bedzie potrzebne w danej sytuacji.Pamietaj jednak ze najwazniejsze jest to czego sie nauczyles tutaj.Za miesiąc spotkamy sie tutaj ponownie.Wez to i jesli bedziesz potrzebowal pomocy poprostu uderz tym o ziemie.
Linsey dajac mi 2 male kulki odszedl zucajac jeszcze w moja strone srebny łańcuszek z krzyzykiem na końcu.Założylem go i rozgladajac sie ostatni raz po calym pomieszczeniu ruszylem pędem do domu.
Trasa ktora zwykle pokonywalem w 1h zrobielm w 5minut.Zwinnym ruchem skakałem po smietnikach i samochodach.Wjezdzajac winda na gore dotarlem na moje piętro.Wszystko wygladalo tak jak zawsze.Otwierajac drzwi zobaczylem mame w kuchni.Steskniony za rodzina przesiedzialem caly dzien w domu.Nasze rozmowy nie mialy konca tak samo jak moj apetyt na zwykly normalny obiad.Siedzialem i jadlem wiedzac o tym ze bede musial ich jednak opuscic.Zaczalem wyjasniac czesc mojej historii ktora bez pytan trafiala do wszystrkich.
- Wyciągne wszystkie pieniadze jakie mam i rusze dalej.Nie chce was narażac na to o czym mowilem - kontynuowalem.
Rodzice dajac mi troche wlasnych pieniedzy omowili sprawy kiedy wroce znowu do domu ich odwiedzic.Bylo mi smutno ze musze ich wszystkich zostawiac.Ze musze zerwac z dotychczasowym zyciem,ze szkola i ruszyc Dalej.Wszyscy wiedzieli ze moge nie wrocic jednak nikt sie nie odzywal.Pakując ostatnie rzeczy do plecaka wyskoczylem przez okno skacząc na pobliski dach.
- Czas wędrówki zaczac - mowiac sobie cichutko ruszylem przed siebie.

za-zycia : :
wrz 15 2004 Podziemny Sklepikarz
Komentarze: 0

Odczuwajac niewielki ból glowy szybko sie ocknalem wstajac z ziemi.Moim oczą ukazal sie tunel zabudowany z wszystkich stron malymi kamiennymi plytkami.Duchota jaka tam panowala dała sie we znami podczas pierwszych oddechow.Słysząc odglosy walki powolnym krokiem ruszylem przed siebie.Droga prowadząca naprzeciw miala z 200 stóp dlugosci.Lamki umieszczone na gorze oswietlaly calkowicie miejsce po jakim sie poruszalem.Wychodząc zza zakrętu zobaczylem Ewe owijającą reke czerwona hustą.Zaczalem biec szybko w jej strone obserwujac uwaznie cala czesc tunelu.Na ziemi leżalo z 4 opryszków.U wiekszosci aura byla bardzo słaba,jeden z nich juz nie żył.Trudno bylo nie zgadnąc ze zostali pokonani w walce.Ich ubranie bylo brudne od blota.Jeden z nich bardzo krwawil ugodzony wlasnym nożem.
- Daj pomoge ci .Musisz teraz troche odpocząc.Siądz tutaj i sie nie ruszaj. - powiedzialem do Ewy

- Nawet w luksusowej dzielnicy mozna znalesc jednego opryszka. - zasmiala sie lekko - Zaatakowali nas chcąc latwo sie wzbogacic na nowych przybyszach.Taki typ ludzi jest mozliwy do spotkania tutaj jednak to zdarza sie bardzo zadko.
Sluchajac co mowi opatrywalem jej lekka rane na ręce.Dala mi do zrozumienia ze taka walka nie jest czyms waznym czym mozna by sie przejmowac.Patrzac na jej twarz widzialem lekki usmiech.Jakby sie cieszyla z kolejnej wygranej walki.Po posprzątaniu zwłok przeciwnikow ruszylismy dalej.Wchodzac w miejsce zabudowane zobaczylem male grupki ludzi.Byli ubrani tak jak my i nie zwracali uwagi na nowo przybylych.Idąc za Ewą weszlismy jakby w dziure w ziemi.W srodku znadywal sie sklep z ubraniami.Roznej jakosci ubrania wisialy na drewnianych wieszakach.Sprzedawca widzac nowych gosci usmiechajac sie podszedl do nas biorąc ze soba czarna sukienke:
- Witam goraco w sklepie Marya.Moze chciala by Pani kupic ta piekne sukienke? wykonana z bardzo lekkiego materialu na kazda pogode - powiedzial Mary
- Nie dziekuje.Chciala bym kupic ubranie bojowe dla mojego przyjaciela.Potrzebujemy czegos dobrze maskującego i niezwykle wytrzymalego - odpowiedziala Ewa
- A wiec dobrze.Mam tutaj do wyboru bardzo duzą game ubrań bojowych.Prosze sie rozgladnać. -Mary
- Wolelibysmy towar z zaplecza.Mam stosowna ilosc pieniędzy jesli by Pan pytal. -Ewa
- Rozumiem.
Sprzedawca zamykajac drzwi za nami zaprowadzil nas na zaplecze sklepu.Roznego typu ubrania oraz miecze walały sie tu i tam.Rozgladajac sie uwaznie nie zauwazylem niczego ciekawego.Wtedy to Mary otworzyl kolejne drzwi.Szybkim krokiem ruszylem w strone drzwi wpatrując sie w starannie wysprzątana sale.W srodku nie znajdowalo sie tyle ubrań co mieczy i zywnosci.Ewa wychodzac na srodek rozgladnela sie łapiąc szybko caly pokoj wzrokiem.
- Dobra Dragon.Co bys chcial wziac ? - zachecajac powiedziala
W wiekszosci ubrania byly bardzo stare i zabrudzone.Widząc zapatrzenie sklepikarza w Ewe powoli otworzylem stare opakowanie po butach znajdujace sie za stertą ubrań.W srodku znajdowala sie koszulka oraz spodnie jakich szukalem.Identyczne ubranie jak mialem wczesniej.Jedynie karmelowy kolor koszulki mi troche nie pasowal ale pomyslalem ze pewnei dalo by sie cos z tym zrobic.Podeszlem do sklepikarza

- Chce to wziąc.Jedynie kolor mi troche nie pasuje ale wezme. - powiedzialem stanowczo do sklepikarza ktory zaczal krzyczec
- Nie mozesz..to nei jest na sprzedaz.
- Juz jest. -stanowczym glosem powiedziala Ewa jakby chciala zjesc sprzedawce razem z jego calym dorobkiem.
Wychodząc ze sklepu cieszylem sie z nowego nabytku.Dowiedzialem sie ze kolor kazdego ubrania moge zmienic kiedy chce uzywajac odpowiedniego barwnika.Idąc dalej po paru minutach doszlismy do konca tunelu.Nie byl od dlugi i prawdopodobnie sluzyl jako kryjowka dla Koraceli ktorzy chca sie odizolowac od smiertelnikow.Otwierajac magiczne drzwi wyszlismy na powierzchnie.Slonce jasno swiecilo na nasze ciala.Z zakupionym ubraniem w rece wrocilismy do hangaru.
Trening rozpoczal sie na nowo.Nowe ubranie ktore mialem na sobie bylo cale zabarwione na czarno a dziwny material dopasowywal sie do mojego ciala.

Wykonując zwinniejsze ruchy czulem wewnetrzna satysfakcje z zrobionego zakupu.Cieszylem sie tak jak ona z moich rosnących postepow.Bylem juz prawie wojownikiem ktory mial isc w boj.Ktory mial walczyc o to co kocha i o to w co wierzy.

za-zycia : :